W poprzednim wpisie poruszyliśmy temat złości. Wspominaliśmy, że jest to emocja jak każda inna, a oswojenie jej może przynieść wiele korzyści i znacząco podnieść jakość życia. Jeśli jeszcze go nie czytałeś, gorąco do tego zachęcam!

Niewątpliwie zagwozdka: Jak radzić sobie ze złością dotyczy każdego z nas. Codziennie napotykamy wiele bardziej lub mniej planowanych, trudnych sytuacji, a ich kulminacja zmieszana nierzadko z naszym zmęczeniem niejednokrotnie stanowi punkt zapalny. Korki w drodze do pracy, wkurzające zachowania współpracowników, rozlana kawa, plama na ulubionej koszuli, kłócące się dzieci, współmałżonek wybierający się ze znajomymi na miasto i zostawiający nas samych w zabałaganionym domu. Brzmi znajomo? A to tylko kilka z tysiąca możliwych małych “katastrof”, jakie mogą wydarzyć się w ciągu doby.

Wydaje mi się jednak, że mało kto, jeśli w ogóle jakikolwiek zdrowo myślący człowiek chciałby by jego złość raniła innych, szczególnie tych najbliższych. Jednak mimo, że uczucie złości pojawia się w nas niezależnie od naszej woli i zazwyczaj nie mamy na to wpływu, to już kwestia co z tą złością zrobimy leży całkowicie po naszej stronie. A co możemy zrobić by nawiedzająca nas złość stała się naszym sprzymierzeńcem?

Najpierw pomyśl o sobie!

Kogo w ogóle możemy nazwać sprzymierzeńcem? To ktoś kto walczy po naszej stronie. Ktoś z kim stajemy ramię w ramię tocząc bój o jakąś ideę. W jaki więc sposób złość, ta trudna emocja, z której wynika wiele kłopotów i przykrości może dla nas pracować i dla osiągnięcia jakiego celu?
Otóż celem jest nasze dobro. Brzmi trochę egoistycznie, jednak spójrzmy na to w ten sposób: Gdy nie zatroszczymy się o swój komfort, o swoje dobre samopoczucie czy o swoje wewnętrzne granice, to nie ma mocnych, nie będziemy w stanie zatroszczyć się o potrzeby bliskich i wszystkich tych, którzy nas potrzebują. Jak to się mówi: Z pustego i Salomon nie naleje. Będąc samymi na skraju wytrzymałości psychicznej nie otoczymy wsparciem innych, nie damy im swojego spokoju i zaangażowania w sprawy, z jakimi do nas przychodzą. Ale nawet jeśli postaramy się ze wszystkich sił i zdobędziemy się na te akty heroicznej empatii, to nie pociągniemy długo w takim stanie i chcąc nie chcąc wyładujemy się na kimś innym za pierwszą lepszą głupotę. Tak więc najpierw trzeba zaopiekować się sobą i nie jest to przejaw egoizmu, a raczej zdroworozsądkowego zarządzania wewnętrznymi zasobami. Im bardziej kochamy siebie, tym lepsi będziemy dla innych.

Kiedy złość jest dobra?

To skoro już wiemy w jakim celu przychodzi nam walczyć, to teraz zastanówmy się w jaki sposób złość ma nam w tym pomóc. Przecież skoro, jak już powiedzieliśmy, jest sprzymierzeńcem, to można oczekiwać, że w jakiś sposób przysłuży się sprawie.

Jak już doskonale wiemy, złość jest emocją. Każda emocja ma to do siebie, że wysyła nam pewne sygnały, o czymś nas informuje. Złość najczęściej zawiadamia nas, że ktoś lub coś narusza nasze granice, burzy wartości, jakimi żyjemy, zagraża nam lub osobom, o których los się martwimy. Gdy mamy tę wiedzę, możemy w pełni świadomie dobrać reakcję adekwatną do sytuacji. Na przykład gdy w rozmowie z drugim człowiekiem zauważamy w sobie pierwsze objawy złości, mózg wysyła nam wiadomość: Hej, uważaj! Niebezpieczeństwo. On tobą manipuluje/obraża cię/nie liczy się z twoimi uczuciami. Gdy świadomie odbierzemy taki komunikat, łatwiej nam będzie na czas przyjąć odpowiednią postawę (Nie podoba mi się gdy tak do mnie mówisz/proszę przerwijmy tę rozmowę i wróćmy do niej za pół godziny/nie życzę sobie takiego traktowania) zamiast gromadzić w sobie ładunek wybuchowy i w rezultacie odpowiedzieć pięknym za nadobne, co zapewne nie doprowadziłoby do konstruktywnego zakończenia spotkania.
Jak więc widzimy na powyższym przykładzie złość to bardzo pożyteczna emocja, która może znacząco wpłynąć na nasze życie i umiejętnie wykorzystana – zmienić je na lepsze.

Przekuwanie złości w cnotę to żmudny proces

Nie oszukujmy się jednak! To wszystko nie jest tak proste i kolorowe jak się wydaje. Łatwo czytać o złości w zaciszu swojego domu, popijając ciepłą herbatę i przegryzając ulubione ciastko. Wtedy wszystko wydaje się możliwe i stajemy się pełni entuzjazmu: Tak! Od dzisiaj wykorzystuję złość do tego by stać się lepszym człowiekiem!
Taaaak… do momentu pierwszej kłótni z szefem, próby szybkiego założenia małemu dziecku rękawiczek (pięciopalcowych o zgrozo!), zerknięcia na nowe ceny paliw… Nie ma co porywać się z motyką na słońce i myśleć, że zmiany przyjdą natychmiast, ot tak! Zamiast tego warto zainwestować czas w metody, które naprawdę mogą pomóc i trwale zmienić sposób reagowania i radzenia sobie ze złością. Jakie to metody? O tym przeczytacie już w kolejnym wpisie!